![]() Olłejz ander konstrukszyn © Three Infinite Pointz Ostatnia aktualizacja: 2016-04-24 |
![]() Kot StoryAlbo ostry dyżur we Wrocławiu [hardcore]by Crazy Yogurt
Na początek zaznaczam, że w poniższym tekście znajdują się fragmenty, których
nie powinny czytać osoby o słabych nerwach, słabym żołądku albo takie, które
w niedługim czasie wybierają się do szpitala (zwłaszcza we Wrocławiu). Ad rem.
Zdarzyło się pewnego dnia, że Yogurt usłyszał miauczenie.
Tyle, że z dnia na dzień miauczenie stawało się coraz bardziej rozpaczliwe -
Yogurt doszedł do wniosku, że kot, skubaniec, wlazł na drzewo i teraz nijak
zleźć nie umie (koty tak już mają, że wleźć na górę to i owszem, ale zliźć
to już ni chu-chu i tylko tym się różnią od naszych polityków, że średnio
im się tam na górze podoba). No, a skoro kot na drzewie, to trza go ratować
("Nie martw, się Albi^W kotek, my jeszcze żyjemy, my cię z tego drzewa za
ogon ściągniemy" - ciekawe, czy ktoś jeszcze kojarzy tą melodię). Więc
Yogurt wieczorkiem wdział robocze ubranko i poszedł szukać kotka.
Okazało się, że miauczenie dochodzi z samochodu, koło którego kręci się jakaś
starsza kobita. Pani między innymi (i mam tu na myśli DUŻO INNYMI, knebel poproszę,
sztuk jeden, dziękuję) powiedziała, że kot od czterech dni siedzi gdzieś w rzeczonym
aucie, że właściciela wcięło, że od dwóch dni ludziska z osiedla się zastanawiają,
jak kota wyciągnąć, że dzwoniono na policję, straż miejską, do TPZ i wszyscy mówili
że to nie ich sprawa i że generalnie mają to w dipie. Yogurt nie należy do osób, które się zastanawiają długo (oczywiście, w sprawach prostych typu ratowanie życia zwierzętom czy pomoc ofiarom wypadku, bo przy rzeczach poważniejszych, takich jak na primier powieszenie obrazka na ścianie albo wywiercenie dziury pod kwietnik to czas do namysłu - minimum pół roku - jest - jak wszyscy wiedzą - niezbędny), więc podjął z ziemi spory kamień narzutowy (tj narzucony przez panów remontujących chodnik), wziął zamach i grackim ciosem, wyjętym żywcem z kursów obsługi pięściaków jaskiniowych, rozbił szybę w samochodzie (najmniejszą, jaką się dało). Przy świadkach, żeby nie było potem jakiegoś buba kszksz z tego powodu. Po otwarciu samochodu Yogurt zajrzał do środka i normalnie krew go zalała i to dosłownie, bo wzięty zamach okazał się ciut za duży, szyba w samochodzie okazała się niesamochodowa a Yogurt okazał się marnym włamywaczem - pamiętajcie, kamieniem w szybę należy rzucać, a nie trzymać go w ręce. No ale byle rana cięta (nawet głęboka i mocno krwawiąca) Yogurta nie przestraszy, więc odszukał kota, wziął bydlę na ręce (kocurek wyglądał na dwumiesięcznego a siły w nim było tyle, że nawet pazuramy w ubranie wczepić się nie potrafił) i zawiózł je do schroniska (Wrocław, na Skarbowców, jakby kogo interesowało). Tyle, że już w schronisku Yogurt poczuł, że ręka mu drętwieje tuż powyżej nadgarstka (a rana była u nasady kciuka) i że nie może wyprostować kciuka. Więc dla świętego spokoju (bo zazwyczaj z całych sił stara się unikać służby zdrowia; na ten przykład na wiosnę Yogurt złapał coś na gardło i lekarz mu przepisał antybiotyki, które po dwóch tygodniach brania bez żadnych efektów Yogurt wywalił do klopa i w dwa dni wyleczył się Septoletem) pojechał (własnym samochodem, oczywiście) do pierwszego z brzegu szpitala - na Wiśniową we Wrocławiu.
Rozmowa w szpitalu wyglądała tak:
Tak więc Yogurt - nie bardzo zachwycony perspektywą zbliżającego się zabiegu -
powiadomił telefonicznie przy pomocy komórki Żonę swą, że za chwilę wchodzi na
stół i żeby się nie martwiła (śmiszne, kiedy się teraz o tym myśli: Yogurt wychodzi
z domu na parę minut, a po dwóch godzinach dzwoni do Żony ze słowami "mam przecięte
ścięgno, zara idę na operację, nie martw się" - to "nie martw się" faktycznie
miało głęboki sens w tej sytuacji).
Oczywiście, fakt, że w tym czasie ciężej poszkodowany pacjent pewnie by kopnął
w kalendarz (zakładając, że nie kojfnął jeżdżąc po mieście w poszukiwaniu
szpitala, który by go łaskawie przyjął), nie ma żadnego znaczenia - w końcu to
OSTRY DYŻUR. W końcu przyszedł pan doktor i powiedział, że kolej Yogurta. Tu należy nadmienić, że Yogurt wykazał się po prostu bezprzytomną odwagą, nie uciekając ze stołu na widok chirurga, kóry co kilkanaście sekund miał tik nerwowy wstrząsający głową i ramionami.
Rozmowa na stole operacyjnym wyglądała zaś tak (osoby o słabych nerwach proszone
są o pominięcie poniższego fragmentu): A osoby, które zamierzają powiedzieć, że w ten sposób limit pecha na ten rok się Yogurtowi wyczerpał, chciałbym uspokoić, że w ciągu dwóch dni po operacji (z pewnych względów Yogurt nie mógł zgodzić się na pobyt w szpitalu, a z pewnych - z których zasadnicza większość jest powyżej, a reszta nie nadaje się do druku - nie chciał), czyli z ręką w gipsie, Yogurt złapał kapcia, odpadła mu przekładnia kierownicza w aucie i wdepnął w świeżutkie psie gówno jedynymi butami, które nadawały się do chodzenia. Aha, ze zmianą opatrunku też była niewąska zabawa, bo w tym samym szpitalu, w którym szyte było ścięgno, przyjąć Yogurta nie chcieli ("chirurg nie ma dziś dyżuru"), a w kilku przychodniach powiedzieli, że owszem, ale proszę najpierw wypełnić ten stosik dokumentów (a Yogurt lewą ręką pisać, niestety, nie umie). W końcu zlitowali się w jednej przychodni i wypełnili dokumenty za Yogurta (Yogurt postawił pod nimi tylko trzy krzyżyki), poczem Yogurt dostał skierowanie do chirurga na zmianę opatrunku. I tu znowu jazda po całym Wrocławiu, bo wszędzie do chirurga to najprędzej na pojutrze. W końcu Yogurtowi udało się zarejestrować w Dolmedzie, a lekarz z tej przychodni opatrunek zmienił Yogurtowi tak fachowo, że w kilkadziesiąt minut potem złapał Yogurta potężny kurcz w przedramieniu i Yogurt poczuł w łapie coś w rodzaju "pyk". I teraz paru lekarzy sądzi, że to szycie ścięgna puściło. Oczywiście, zszyć tego nikt nie chce i wszyscy Yogurta wysyłają nazad na Marciniaka (słyszeliście o "gwarancji na pacjenta"? Nie? No, to już mówię: jest taka niepisana umowa między lekarzami, że przez 30 dni po zabiegu za pacjenta odpowiada lekarz, który zabieg wykonał i nikt inny tego za żadne skarby nie ruszy, więc lepiej sobie dokładnie wybierajcie, kto Was będzie ratował, jakby co) - ale Yogurt jakoś tak odczuwa odrazę w stosunku do lekarzy, którzy nie umieją stosować znieczulenia miejscowego a także szyć (bo według jednego profesora od chirurgii ręki, przy prawidłowym zszyciu nawet największy skurcz nie powinien spowodować zerwania się szwów). PS1. Kot przeżył. Nawet już znalazł nowy dom.PS2. (długi ciąg słów nie nadających się do druku), za co ja przez długie lata płaciłem składkę na ubezpieczenie zdrowotne???
1 W szpitalu na Marciniaka poradzili Yogurtowi, żeby szukając
ostrego dyżuru zadzwonił na 999 bo tam mają zawsze aktualne informacje - więc stosując
się do tej rady, Yogurt następnym razem tamże zadzwonił. Powiedzieli, że ostry dyżur
jest na Rydygiera, a jak tam Yogurt zajechał, to się okazało, że jednak nie na
Rydygiera, a na 1-go Maja. No comments.
2"Aaaaargh" (Terry Pratchett, "Ciekawe czasy" w tłumaczeniu Piotra W. Cholewy, Prószyński i S-ka SA,
Warszawa 2003, strona 49, przypis 2)
3 Yogurt się zastanawiał, dlaczego lekarze nie zastosowali znieczulenia
ogólnego, albo siakiegoś fikołka, skoro tak ważne było rozluźnienie mięśni a te w okolicach
dłoni mają tendencję do niecałkiem kontrolowanych ruchów (Yogurt był pewny, że
jest rozluźniony a chirurg i tak wrzeszczał, żeby nie napinać mięśni). Otóż - jak
wyjaśniono Yogurtowi - komplikacje po znieczuleniu ogólnym są tak poważne, że się
je stosuje tylko w wyjątkowych przypadkach. No dobrze, mówi Yogurt, ale sęk w tym,
że mniej więcej w tym samym czasie Żona Yogurta miała operację (niezbyt poważną,
za to odpłatną, w prywatnej przychodni, bo pieprzone ministerstwo zdrowia twierdzi
- wbrew doświadczeniom wielu pacjentów - że w pewnych sytuacjach wystarczy łykać
tabletki albo brać zastrzyki), wykonywaną przy znieczuleniu ogólnym i cała akcja
wyglądała tak, że dostała igłę w żyłę a następne, co pamiętała, to lekarz, pytający,
co Jej się śniło - i zaraz po obudzeniu się, na własnych nogach, bez żadnego
przychodzenia do siebie, zawrotów głowy czy jakichś innych kłopotów wróciła do
domu! Dlaczego Yogurt nie dostał takiego znieczulenia? Tu było kilka chrząknięć
i zakłopotanych uśmiechów i w końcu wydukano, że takie znieczulenie jest za drogie
i w zasadzie się go we wrocławskich szpitalach nie stosuje.
|