![]() Olłejz ander konstrukszyn © Three Infinite Pointz Ostatnia aktualizacja: 2016-04-24 |
![]() Psychologia behawioralnaCzyli o zabawkach dla niemowląt
Oczywiście, każdy świeżo upieczony czy usmażony (w ostateczności
może być nawet ugotowany) ojciec mógłby książkę napisać o
wyczynach swojej pociechy. Niemniej pozwolę sobie napisać
kilka uwag, bo jest to kolejna z rzeczy, których pojąć
nie jestem w stanie.
Chodzi o zabawki dla takich małych urwisów. Przy projektowaniu
których psychologowie behawioralni mają swój udział. A jeżeli
nie mają, to powinni mieć.
Zabawki są kolorowe, grzechoczące albo piszczące, mają różnego
rodzaju odblaskowe i przesuwające się elementy. Oczywiście,
są zupełnie bezpieczne, pozbawione ostrych krawędzi i często
zaopatrzone w gumowe elementy, które ząbkujące dziecko może
ugryźć. Jeżeli tylko chce. I takie zabawki są zupełnie zgodne
z tym, co dorośli myślą o dzieciach.
Tyle, że stoją w zupełnej sprzeczności z tym, co dzieci myślą
o sobie.
Zaczęło się od tego, że nasza Dagmara (ostatnio skończyła pół
roku, więc kawał baby) miała coraz więcej zabawek i rozsypywała
je dookoła siebie, mając potem kłopoty z wyborem tej najbardziej
interesującej (a właściwie, po obserwacji Jej zachowania:
najmniej NIEinteresującej).
Kupiliśmy więc taką plastikową miskę; zwykłą, kwadratową o
nieciekawym kolorze; miskę, do której wsypaliśmy wszystkie
zabawki i kiedy Mała zaczęła się dopominać zabawek, chytrze
podsunęliśmy jej miskę.
Efekt był łatwy do przewidzenia: Mała, zamiast wybrać z miski
interesującą zabawkę, radośnie przewróciła ją, wysypując całą
zawartość, po czym całkowicie uszczęśliwiona zaczęła się bawić.
Miską.
Dalsze obserwacje pokazały, że kolorowe, piszczące, grzechoczące,
błyszczące zabawki z przesuwającymi się częściami wystarczają
na góra parę minut. Natomiast prawdziwie interesujące zabawki
to:
Natomiast do gryzienia najlepsze są - bez dwóch - zdań: ręka
albo nos taty i książki z tekturową okładką.
No to ja już zgłupiałem - jak ktoś zaprojektuje zabawkę dla
dziecka, to nie pokazuje jej najbardziej zainteresowanym,
żeby zobaczyć jak zareagują? No bo na to wygląda. Jak byłem
w sklepie z zabawkami dla takich brzdąców, to podniosłem
Małą do półki, żeby sama sobie wybrała to, co Jej się
najbardziej podoba. Wybrała etykietę z ceną.
No, proszę Państwa, coś tu wyraźnie nie gra. Albo ja mam
jakieś dziwne dziecko (co w sumie może się okazać prawdą,
biorąc pod uwagę ojca).
Piętno więc dla tych, którzy projektują zabawki chyba dla
siebie, a nie dla dzieci...
[*] Pierwsze słowa, jakie Mała do mnie napisała przez Jabbera,
brzmiały vb nn. Czyli visual basic i netscape navigator.
Wróżę Małej przyszłość w informatyce.
[**] Z pilotem to też nie tak, że pilot sam wystarczy. Mała
się wycwaniła i bawiąc się pilotem robi tak, że najpierw
z wielkim skupieniem mu się przygląda, potem z namaszczeniem
naciska jakiś przycisk, po czym przenosi wzrok na telewizor
i patrzy co się zmieniło (w związku z tym przeszliśmy bardzo
przyspieszony kurs obsługi funkcji telewizora, z których do
tej pory nie korzystaliśmy wcale). Tak więc sztuczki z wyjęciem
baterii z pilota nic nie dają; takoż telewizor bez pilota
nie jest zbyt interesujący. Ale w związku z tym wyszła taka
sytuacja: Mała siedziała u mnie na kolanach i bawiła się
pilotem, sprawdzając co się stanie jak naciśnie ten kolorowy
przycisk. W końcu powiedziałem "dosyć tej zabawy z telewizorem"
i odwróciłem małą twarzą do siebie, po czym zacząłem do Niej
mówić, wykrzywiać się, strzelać zębami; czyli ogólnie robić
z siebie idiotę, co dorośli zazwyczaj uważają za słuszne
podejście do malutkich dzieci. Mała przez chwilę wpatrywała się we mnie nieruchomo, po czym przeniosła wzrok na pilota, skierowała go w moim kierunku, z namaszczeniem nacisnęła jakis przycisk i z wielką ciekawością zaczęła mi się przyglądać szukając co też się zmieniło. |