Czyste szaleństwo :: Historia świata :: Poradnik skauta :: Absurd to za mało :: A to Polska właśnie :: Proza :: Teatrzyki :: Klasyka :: Scenariusze :: Dialogi :: Inne :: Info
Menu na dziś:

Ander Konstrukszyn
Olłejz
ander
konstrukszyn




© Three Infinite Pointz




Ostatnia aktualizacja:
2016-04-24
Czyste Szaleństwo!!!

Maszynki zerorazowego użytku

Czyli jak Yogurt się na nowo golić uczył

by Crazy Yogurt
Kiedyś podział był prosty: były rzeczy jednorazowego użytku które (w zależności od rodzaju zastosowania) przy odrobinie szczęścia mogły zostać użyte wielokrotnie i rzeczy wieczne, praktycznie niezniszczalne. Do rzeczy jednorazowego użytku należały żyletki marki Polsilver, chińskie trampki kupowane w składnicach harcerskich w cenie jednej butelki siuśkowatego piwa i ruskie łożyska kulkowe. Do rzeczy wiecznych należały golarki elektryczne o konstrukcji przywodzącej na myśl kombajn zbożowy Bizon, buty olejoodporne wydawane na praktykach w szkole średniej i kulki z ruskich łożysk kulkowych.
Potem czasy się zmieniły, jednego kochanego wielkiego brata zmieniliśmy na innego i oficjalnie ogłoszono erę powszechnego szczęścia i dobrobytu. No i parę rzeczy się przy tym zmieniło. Np. żyletki Polsilver nabrały cech przedmiotów zerorazowego użytku. Polegało to na tym, że po goleniu tylko jedna strona twarzy była gładka, druga zaś wyglądała jak po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z tramwajem nr 7 relacji Katowice - Bytom. Bo żyletka w trakcie golenia traciła właściwości golące a nabierała właściwości zdzierająco - drapiących (nie wiem czy ktoś kiedyś próbował usuwać zarost tarnikiem - polecam, można się wiele nauczyć o metodach walki z bólem).
Ale przecież mamy konkurencję. Skoro Polsilver be, to może Gilette (z powodu mojej wrodzonej odrazy do praktyk sadomasochistycznych żyletki Iridium odpadły już w przedbiegach).
Hura hura, o to chodziło, jest super. Jedna już-nie-żyletka-ale-ma-taką-funkcję-więc-niech-będzie-że-nibyżyletka starczała na kilka - kilkanaście goleń. Przez kilka lat regularnie goląc się utwierdzałem się w podziwie dla maszynek Gilette oraz głębokiej odrazie do paskudnego smaku kremu do golenia (kto miał małą łazienkę i trzymał wszystkie podobnie wyglądające tubki w jednym miejscu ten wie o czym mówię; z drugiej strony dziękuję Bogu że nie było wśród nich np. kremu na hemoroidy).
Potem przyszły zmiany i zapuściłem sobie brodę i wąsy, które tylko strzygłem, a gusła związane z goleniem odprawiałem tylko na wyjątkowe okazje.
Minął pewien czas i oto Yogurt postanowił zmienić image (oimage.loadpicture i te sprawy) w sposób typowo windowsowy (tj z yogurta-paskudnego-w-wersji-x na yogurta-nadal-paskudnego-ale-w-wersji-o-dwa-numery-wyższej-i-ze-zmienionym-wyglądem-desktopu). Zmiana ta wiązała się z koniecznością lepszego dbania o stan owłosienia na twarzy i okolicach, co wiązało się z regularnym podgalaniem.
W czeluściach szafki wygrzebałem maszynkę Gilette. Ostała się ino jedna nieużywana wcześniej nibyżyletka. Której też skwapliwie użyłem. Niestety, co dobre szybko się kończy i po kilku wspaniałych goleniach (i nie chodzi mi tu o dolne części nóg) nibyżyletka powiedziała "nope" i wylądowała w koszu. Kupiłem więc magazynek z nowymi nibyżyletkami i tu zdziwienie. Nowa nibyżyletka goliła gorzej niż stara przed wyrzuceniem. Pomysł wygrzebania w koszu na śmieci starej nibyżyletki średnio mi się podobał, więc skrobiąc i drapiąc się tymi tępymi nożykami dotrwałem do wykończenia wszystkich, po czym poddając się marketingowemu bełkotowi kupiłem Mach-3 czy jakmutam. Że niby 3 listki to nie trzeba przeciągać po kilka razy po skórze tego narzędzia tortur.
No i co się okazało?
Że 3 listki przy jednym pociągnięciu drapią skórę o wiele bardziej niż jeden listek przeciągnięty 3 razy, a gustowne kępki włosów wymownie przeczą twierdzeniu, że wystarczy przeciągnąć raz. Raz - i owszem, przy mocnym przyciśnięciu, ale wtedy maszynka zaczyna zbierać wierzchnią warstwę skóry, zaś pozbycie się zarostu przez pozbycie się skóry to pomysł na miarę eksterminacji szczurów w bloku przez wysadzenie go w powietrze. Pewnie, że diablo skuteczne, ale chyba nie o to chodzi. Na dodatek te nowe nożyki są chyba z natury tępe, bo nawet przy goleniu pod włos nie radzą sobie z usunięciem całego zarostu, a drapią jak kot-dachowiec, który właśnie zauważył rottweilera z pianą na pysku zbliżającego się w tempie pociągu ekspresowego. Chyba trzeba będzie się nauczyć golenia brzytwą... Z drugiej jednak strony przy tak działających nibyżyletkach nie zdziwiłbym się wcale, gdyby w przypadku korzystania z nowokupowanych brzytw jedyną skuteczną metodą usunięcia zarostu byłoby obcięcie głowy...